No i dzięki niespodziewanym komplikacjom na starcie, jesteśmy w Atenach. Mamy praktycznie cały dzień na liźnięcie tego co najciekawsze, czyli oczywiście Akropolu!
Tak, całość robi wrażenie! Partenon jest akurat cały w rusztowaniach, ale tu pewnie wciąż coś grzebią. Wspaniale jest przespacerować się wśród starych murów, świątyń, rzeźb i kolumn. Świeci greckie słoneczko, nie ma dzikich tłumów i koszmarnych upałów. To zdecydowanie dobra pora roku na zwiedzanie.
Wieczorem udajemy się w stronę Pireusu, skąd wypływa prom na Kretę. Wykupiliśmy najtańsze miejsca, które niestety okazały się twardymi, plastikowymi siedzonkami w oświetlonej sali, gdzie do późna puszczano jakieś filmy w TV. Niewiele zdołaliśmy się zdzemnąć. Teraz już wiemy, że lepszym prawdopodobnie pomysłem było poszukanie tanich połączeń lotniczych z Aten na Kretę!