Ucieczka i to dosłownie!
Wiedzieliśmy od początku, że w Cancun nie chcemy zostać nawet jednego dnia i jeśli tylko sie uda, to będziemy jechać kawałek na południe, gdzie są piękne plaże, palmy, biały piasek, błękitne niebo i lazurowe morze... Taaak... tylko coś nam nie za bardzo szło to wszystko. Wpierw pogoda... Granatowa pokrywa chmur, totalna ulewa! Nie wiedzieliśmy co się dzieje, bo - delikatnie rzecz ujmując - spodziewaliśmy się czegoś innego... Gdzie to słońce??!! Potem ceny... Nie dosyć, że od samego początku zaczęły się kłopoty z pieniędzmi, bo nasze karty Banku of Scotland nie działały w lotniskowych bankomatach, to jeszcze kurs wymiany funta na meksykańskie peso (MXN) był skandalicznie kiepski, to jeszcze pierwsze ceny, które przyszło nam zapłacić w Meksyku okazały się znacznie wyższe od przewidywanych. Jakoś tak markotnie nam się zrobiło i zamiast wakacyjnego entuzjazmu mieliśmy kiepskie humory. Tym bardziej chcieliśmy jak najszybciej się stąd wydostać. Drogim autobusem Ado dojechaliśmy do centrum i potem dalej znowu Ado do Tulum. Za 2 godziny jazdy zapłacić nam trzeba było prawie 200MXN. Do Tulum dojechaliśmy już po zmroku w strugach ciężkiego deszczu. Wszystko wyglądało fatalnie...