No już dobrze...!:)
Ciężko było się zebrać do pisania, ale mam nadzieję, że teraz pójdzie gładko!:)
Ale też strasznie ciężko było nam się doczekać tego wyjazdu! Nie byliśmy nigdzie na normalnym urlopie od dwóch lat... Więc od kiedy wpadliśmy na to, żeby jechac do Meksyku, od kiedy zaczęliśmy zbierać informacje i planować ten urlop - nie mogliśmy się doczekać...:)
Ale udało się! Kupiliśmy bilety na lot z Manchesteru do Cancun liniami Thomas Cook (prawie 500GBP ze wszystkimi dodatkami powrotny dla jednej osoby) i byliśmy prawie gotowi. Jeszcze tylko szybkie pakowanie i w momencie, kiedy poczuliśmy jak prom zaczyna odpływać z Wyspy - poczuliśmy też że zaczynamy wreszcie wakacje!!!!
Niestety sama podróż bardzo męcząca. To są uroki naszego Arranu... Lot z MAN mieliśmy rano koło godz.9. Więc, żeby na niego się wyrobić musieliśmy dzień wcześniej wyjechać z wyspy ostatnim promem, dojechać do Glasgow, tam się trochę pokręcić i o pólnocy wsiąść do Megabusu. Bilet autobusowy kupiony wcześniej za kilka funtów i po 5 godzinach jazdy dotarliśmy do MAN. Tam niestety zimno, ciemno, nieprzyjemnie... Spacer pustymi ulicami do stacji kolejowej Piccadilly i pociągiem na lotnisko.... Jakoś to przeżyliśmy, ale już byliśmy potwornie zmęczeni. A czekał nas jeszcze 11 godzinny lot... Baliśmy się trochę o ten samolot, bo niby lot transatlantycki, a samolot jakiś taki wcale nie z tych wielkich... Ale okazało się, że jest OK. Miejsce na nogi, telewizorki, wygodne fotele, kocyki i poduszeczki:) Większość czasu spędzonego w powietrzu przedrzemaliśmy więc wrażeniami za bardzo podzielić się nie możemy:)