Tu właśnie - w Oradei - z naszej trójki zrobiła się czwórka. W oczekiwaniu na ranne połączenie kolejowe do Timisoary przy butelce wina, spotkaliśmy Jirego-Czecha, będącego w podróży po Rumunii. Ale, że dobrze nam się razem przebywało, Jiri dołączył do nas...I nawet zrezygnował z wykupionego noclegu "U Draculi"- ponoć wyjątkowo parszywy hotelik...
A samo miasto - wydaje się śliczne, choć szybko zapadł zmrok i niewiele widzieliśmy...