Sycylia to naprawdę duża wyspa. Z jednego miejsca trudno zobaczyć wszystkie najciekawsze miejsca, jeśli nie chce się całego dnia spędzić w samochodzie. Zdawaliśmy sobie z tego oczywiście sprawę przed wyjazdem. Kilka punktów z planu wyleciało: Syrakuzy, barokowe miasteczka południa: Ragusa, Modica, Noto, a nawet Etna. Ta ostatnia atrakcja odległościowo była spokojnie do zrobienia, ale po tych pożarach jakoś nie mieliśmy już ochoty oglądać groźnego oblicza wyspy…, tym bardziej że wulkaniczne krajobrazy znamy z innych miejsc świata.
Pojechaliśmy za to na zachód, do Erice koło Trapani i do Marsali.
Droga za Palermo była nawet interesująca, góry, winnice. Tylko broń Boże zatrzymywać się na poboczu… Śmietniska nie do opisania. Taki smutny akcent.
W Trapani, gdzie znajduje się dolna stacja kolejki linowej do cudnie położonego na górze Eryks miasteczka Erice, miłe zaskoczenie. Nie ma tłumów, kolejka kursuje prawie pusta. Autokary wycieczkowe wjeżdżają krętą dróżką bezpośrednio do góry. My uwielbiamy wszelkie kolejki linowe. Widoczki z wagonika super, w dole miasto Trapani, morze i niedalekie saliny, dokąd pojedziemy jeszcze tego samego dnia.
Erice to średniowieczne miasteczko, pełne zabytkowych kościołów, wąskich brukowanych uliczek, sklepów z miejscowymi wyrobami i pamiątkami, knajpek. Jest też kapitalnie położony zamek – Castello di Venere. W informacji turystycznej przy dolnej i górnej stacji kolejki można dostać darmową mapkę atrakcji. Wstęp do większości kościołów jest płatny. Można wykupić bilet na całość (opłaca się, jeśli ktoś chce zwiedzić wszystko) albo na poszczególne miejsca.
My decydujemy się tylko na wejście na Wieżę Zegarową (licząc na fajne widoki, ale tu spotyka nas zawód) i zajrzenie do wnętrz katedry – bardzo polecam!
Erice znane jest także z wyrobów cukierniczych. Niestety tutejsze cannoli oblane jest z zewnątrz grubą warstwą lukru… co niepotrzebnie przesładza ciacho i nie jestem w stanie go zjeść w całości…
Ogólnie Erice jest bardzo pozytywnym miejscem i może nie zachwycaliśmy się aż tak bardzo, jak inni turyści, ale na pewno warto tu zajrzeć. Mamy na przykład porównanie z średniowiecznymi miasteczkami Toskanii, gdzie szczęki nam opadały do samej ziemi… tu jednak czegoś brakowało…może tego, że nie wszystkie domy były z kamienia… Sama nie wiem.
Zjeżdżamy kolejką na parking i pędzimy do lokalnej tawerny w Trapani (no bo oczywiście zamykają o 15). Hostaria san Pietro. Lokalny klimacik. Pani kelnerka nie mówi słowa po angielsku i omija nas szerokim łukiem przez pierwsze kilka minut. Ale w końcu jakoś się dogadujemy i żarełko jest smaczne. Zamawiam kaszę kus kus z rybą i sałatą. Proste, ale można się najeść. Brakuje tylko klimy i nieco się gotujemy.
Teraz saliny, czyli inaczej mówiąc plantacje soli, które istnieją w tym miejscu od ponad 3000 lat (na południe od Trapani). Wiatr, słońce, mała ilość opadów, odpowiednie podłoże morskie, jak i poziom zasolenia tworzą idealne warunki dla takiej plantacji. Mamy szczęście, bo o tej porze roku jest już po zbiorach i piękne kopce soli zdobią wybrzeże. Do społu z wiatrakami, które mają za zadanie nie tylko przepompowywać wodę z jednego do drugiego basenu wodnego, ale i do mielenia soli, tworzą bardzo fotogeniczne obrazki. Cały obszar salin to 2 tysiące hektarów. Utworzono tu rezerwat przyrody, gdyż miejsce to jest siedliskiem dla 170 gatunków ptaków.
Praca przy zbiorach soli do łatwych nie należy, biała sól odbija słońce, które razi w oczy, sól szczypie i niszczy skórę. Słońce parzy niemiłosiernie, dlatego prace zaczynają się o świcie. Wykańcza oczywiście trud pracy fizycznej, która wciąż odbywa się tu tradycyjnymi metodami i ciągłe pragnienie. Wydobywana tu sól należy do najzdrowszych na świecie.
Krystalizacja i zbiory soli odbywają się tylko latem, jednak prace na solniskach trwają cały rok. Wiosną przygotowuje się baseny solne, oczyszcza je, wyrównuje i ugniata glinę, która stanowi podłoże dla soli. Jesienią trzeba okryć sól przed deszczem, gdyż ta osuszana jest naturalnie na świeżym powietrzu. Zimą przede wszystkim trzeba chronić saliny przed szkodami wyrządzanymi przez deszcz i wiatr.
Mieliśmy wcześniej okazję obejrzeć saliny na Lanzarote, ale te są dużo rozleglejsze (choć nie powiem, że bardziej urokliwe). Liczę bardzo na spotkanie z flamingami i w końcu się udaje. Niestety są daleko, a na tle mało urokliwych budynków, efekt jest mało imponujący. Na szczęście widzieliśmy już flamingi w piękniejszym otoczeniu, to naprawdę cudowne ptaki.