Od rana pogoda pod psem, więc uruchamiamy „atrakcje na niepogodę”.
Na początek odwiedzamy pobliskie Lofoten Museum, które znajduje się na miejscu starożytnego miasta Vagar. Odwiedzamy dwór szlachecki, zbudowany w 1815 roku, kiedy to właścicielem wioski rybackiej był niejaki Caspar Loch. Do niego należały też tutejsze rorbu – czyli chaty – które wynajmował zimą rybakom, w sezonie połowu dorszy (w okresie od lutego do Wielkanocy). I te chaty chyba są najciekawsze! Pracownicy sezonowi nie mieli tu łatwego życia, gnieździli się po kilku w jednym łóżku, a w jednej małej rorbu żyło ponad 20 dorosłych mężczyzn. Spartańskie warunki mieszkaniowe i ciężka praca w deszczu, i wietrze. Połowy dorszy musieli oddawać właścicielowi, sami zadowalając się skrawkami przychodu. Ech, życie.
Bardzo ciekawe są też boat houses, gdzie możemy obejrzeć niezłą kolekcję tradycyjnych, drewnianych łodzi, używanych do połowów.
Podobno piękna jest cała okolica muzeum i ogród, ale tu musimy wierzyć na słowo...
Po zakupach w tutejszym supermarkecie Rema 1000 w Svolvaer, czas na relaks w Magic Ice, czyli lodowym barze i galerii rzeźb lodowych. Jest faktycznie... magicznie! Dostajemy do ubrania grube poncha i rękawiczki, a za kotarą czeka na nas inny świat :-) Rzeźby są świetne i bardzo ładnie wyeksponowane różnokolorowym światłem. W cenie naszego biletu mamy też po 2 drinki, jeden standardowy i jeden do wyboru. Drinki są serwowane w lodowych kieliszkach (a jakże)! Mamy 45 minut na pobyt w tym wyjątkowym miejscu, ale po pierwsze, nikt tego nie kontroluje, a po drugie w 5 stopniach poniżej zera i tak nie zostalibyśmy dłużej... Szkoda, że rzeźby lodowe na Starym Rynku w Poznaniu tak szybko się roztapiają każdego roku...