Najbliższe nam miejscowość nadmorska Arrieta jest całkiem przyjemna, choć plaża jest chyba najbrzydsza z tych, które odwiedziliśmy. Korzystają z niej głównie miejscowe dzieciaki. Ciemny piach. Pod wodą mało się dzieje, choć właśnie tu wypatrzyłam płaszczkę :-) Do Arriety zaglądamy codziennie, by zrobić zaopatrzenie w sklepie. Mały supermarket, wybór towarów niewielki, ale da się coś wybrać.
Na wyjeździe z Arriety na północ wypatrzyliśmy darmowe Muzeum Aloesu. Postanowiliśmy wstąpić. Ekspozycji niewiele (ale całkiem to ciekawe było) i jak łatwo się domyślić, był to głównie sklepik z produktami z tejże cudownej rośliny, która ma leczyć praktycznie wszystkie choroby świata. Nie wątpię, że coś w tym jest. Aloes z Lanzarote reklamuje się jako najlepszej jakości z tych uprawianych na całym świecie. Cóż, mozna wierzyć lub nie. Zakupiliśmy maść, tabletki i płyn do kąpieli :-) Zaszkodzić nie zaszkodzi...