Ano tak! Nasz pierwszy Shinkansen!
Po dwoch nocach w Osace czas bylo ruszac dalej. Zgodnie z naszym harmonogramem pojechalismy w okolice Fuji-san. Pobudka wczesnie rano, lokalnym pociagiem z najblizszej stacji do Shin-Osaka i stamtad naszym pierwszym superekspresem do Mishima. Pociag jednak nie zrobil na nas spodziewanego wczesniej wrazenia. Owszem: ladny, dlugi, oplywowe ksztalty, futurystyczny dziob! W srodku piekne toalety, nawet palarnia, miejsce dla osob z dziecmi, podzial na ciche wagony, klima itd. Ale jest kilka ale. Nie bylo niestety internetu, siedzenia wcale nie tak wygodne, a i z punktualnoscia tez nie tak rozowo. Ale niewazne! Byl szybki, a my w srodku mknelismy w kierunku Fudzi! Dzieki kilku internetowym zrodlom wiedzielismy, ze jedna z dobrych opcji dla kogos, kto ma Japan Rail Pass i chce z Osaki dostac sie pod Fudzi, jest pojechanie pociagiem do Mishima, a stamtad autobusem do Kawaguchiko. Tak tez zrobilismy, ale to byl chyba blad. Shinkasen ok. Szybko, sprawnie i w ramach Passu. Ale autobus…! Jak sie pozniej okazalo, to nie tylko ten autobus, ale zdecydowana wiekszosc! Kierowcy japonskich autobusow sa niekwestionowanymi mistrzami swiata w powolnej, wrecz slamazarnej jezdzie! Zwalnianie przed kazdym skrzyzowaniem, dokladnie tak, zeby koniecznie zalapac sie na czerwone swiatlo; przepuszczanie wszystkiego i wszystkich co tylko mozliwe (i niemozliwe tez! Wrrr….); zatrzymywanie sie przed wszelakim omijaniem, nawet, jesli tam jest tyle miejsca, ze by cale stado autobusow sie zmiescilo; no i ta szalona predkosc na trasie NIGDY nie przekraczajaca 30km/h. Bylem bliski popelnienia morderstwa i tylko chec ogladania Japonii niekoniecznie zza kratek uratowala kierowcy zycie… Ale do Kawaguchiko jakos i po czasie dojechalismy! Nasz hostelik WAFU guesthouse okazal sie idealny. Polozony zaledwie kilka minut od centrum miesteczka. Duuuuzy dom, w starym, japonskim stylu, spory pokoik, taras, skromne sniadanko w cenie (tosty i bulki, z maslem i dzemem, ale podane w takich opakowaniach, ze myslelismy, ze to ketchup i majonez…), na dole salonik do praktykowania japonskiej kaligrafii (Danka cos tam skrobala!) i kilka YUKATA, w ktore mozna bylo sie przebrac i zrobic pamiatkowa fotke.
Ale przede wszystkim sam ON! Fuji-san! Widzielismy juz te majestatyczna gore z okien mknacego shinkansena i superszybkiego autobusu. Ale dopiero jak bylismy na miejscu dotarlo do nas, ze jestesmy tak blisko! Jeszcze tego samego dnia postanowilismy przejsc sie nad jezioro i wjechac kolejka linowa na gorke Kachikachi, gdzie byla platforma widokowa na cala okolice. Jednak Fudzi zdazylo sie juz schowac za gesta pierzyna chmur i zamiast kolejki wybralismy rejs stateczkiem po jeziorze. Jak rasowi emeryci! Ale warto bylo Przepieknie dookola, fantastyczne kolory i sielankowa atmosfera. Milo
Szkoda, ze w tym miejscu zaplanowalismy tylko jedna noc. Ale coz… Nastepnego dnia mobilizacja od samego rana. Bulka z majonezem i ketchupem i szybki spacer nad jezioro. Bylismy jednymi z pierwszych w kolejce do wyciagu. Cale szczescie obsluga dolnej stacji kolejki linowej zlitowala sie nad czekajacymi turystami i pierwszy wagonik na gore powedrowal kilkanascie minut przed czasem. I my w nim bylismy! :) Fantastyczne widoki! Cale miasteczko u naszych stop, przepiekne jezioro otoczone ze wszystkich stron gorami i oczywiscie Fudzi w pelnej krasie!! Mielismy te gore tuz przed soba, niemalze na wyciagniecie reki. Widocznosc doskonala, slonce, blekitne niebo. Cudnie! Szkoda tylko, ze Fuji-san nie mial snieznej czapy na sobie (co jest widoczne na KAZDEJ pocztowce), ale i tak bylo wysmienicie! Danute korcilo, zebo z gory sie ewakuowac na piechote, ale cale szczescie zjechalismy wagonikiem. W planach na ten dzien mielismy jeszcze odwiedziny w wiosce Oshino Hakkai. I tu nie mielismy wyjscia. Skazani bylismy na lokalny autobus! Spoznienie juz zanim wystartowal, a jak wynikalo z rozkladu jazdu – powinien jechac pol godziny. Jechalismy 45 minut... Niezle! Mialem dosyc… Facet zachowywal sie tak, jak by pierwszy raz siedzial za kierownica i nie mial zielonego pojecia dokad jedzie. W glowie zaczelo kielkowac silne postanowienie nie wsiadania juz nigdy wiecej do japonskich autobusow! Musielismy jednak jeszcze wrocic do Kawaguchiko…
Oshino Hakkai bardzo przyjemne. Cos w rodzaju skansenowej wioski. Stare domy pokryte ala strzecha, ekspozycje i wystawy. Oczywiscie punkt widokowy na Fudzi Sporo ludzi, bardzo malo bialych, ale za to psy jezdzace w dzieciecych wozkach i poubierane w przerozne kubraczki... Jak sie okazalo pozniej, to Oshino nie bylo jedynym miejscem na swiecie, gdzie psiaki byly wozone jak dzieci. Amba jakas. Poza tym knajpki, stragany, kramy z przekaskami. Dalismy sie skusic m.in. na zielona kluske gotowana na parze, z brunatnym wnetrzem z czerwonej fasoli. Bleee….. Przed powrotem do Kawaguchiko zjedlismy po misce japonskiej zupki. Przetestowalismy Udon i Soba. Calkiem zjadliwe.
Dzieki wybitnemu talentowi naszego autobusowego kierowcy nie udalo nam sie zdazyc na zaplanowany wczesniej wyjazd z Kawaguchiko do Matsumoto…