Goraco. Niezly szok. 24 stopnie, sloneczko. Rozbieramy sie do T-shirtow. Bezposredni Barcelona bus zawozi nas za 12 euro do celu. Mamy zamowiony wczesniej nocleg w Sant Jordi Sagrada Familia Hostel - mieszkanka 3-pokojowe ze wspolna lazienka, w pelni wyposazona kuchnia i pokojem wypoczynkowym zamienione na hostel. W rozsadnej cenie.
Oczywiscie biegniemy pod Sagrade! Jest genialna, wzniosla, nietuzinkowa.Szpeca tylko rusztowania. Ciagle w budowie, jeszcze przez conajmniej kolejnych 12 lat.
Ogladamy jeszcze pieknie oswietlony szpital projektu Gaudiego, przed ktorym rosna grube palmy.
Atmosfera radosna, pora wieczorna, wszedzie rodziny z dziecmi, pozytywny miejski gwar.
Na kolacje troche kulinarnych rarytasow: najlepsze na swiecie oliwki, lejace sie sery camemberty, chrupiace bagietki, pasta z lososia ... I rydze w sloiku, ktore niestety wyladowaly w smietniku(surowe i slone strasznie).
Troche konwersacji z 3 siostrami z Pd.Korei.